drukuj

 

Artykuły z numeru 45/2005 (83)


Pamięci księdza Zbigniewa Stefaniaka

25 listopada br. w Kościele Garnizonowym w Brzegu odbyła się uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej ku czci zmarłego blisko dwa lata temu ks. ppłk. Zbigniewa Stefaniaka, kapelana brzeskich saperów.

Uroczystości rozpoczęła msza święta odprawiona z ceremoniałem wojskowym. Uczestniczyli w niej m.in. zaproszeni goście i licznie zgromadzeni wierni. Władze miejskie reprezentowali burmistrz Brzegu Wojciech Huczyński oraz przewodniczący Rady Miejskiej Janusz Gil. Po mszy aktu odsłonięcia pamiątkowej tablicy dokonali: mama ks. Zbigniewa Stefaniaka, płk Krzysztof Malinowski (zastępca dowódcy 1 Brzeskiej Brygady Saperów) oraz burmistrz Wojciech Huczyński. Następnie tablica została poświęcona przez księży, a po chwili okolicznościowe przemówienia wygłaszali zaproszeni goście.
Tego samego dnia w brzeskim Klubie Garnizonowym odbywał się II Konkurs Poezji Patriotycznej i Religijnej „Fides et Patria”.
Sławomir Mordka

<>

Szkolenie na brzeskim Zamku

W dniach 22 i 23 listopada br. na Zamku Piastów Śląskich odbyło się szkolenie z zakresu zarządzania, nadzoru i rozliczania projektów współfinansowanych z Funduszu Spójności.

Organizatorami szkolenia było konsorcjum irlandzkiej firmy PM i wrocławskiego Ekocentrum, które pełni funkcję Inżyniera Kontraktu w brzeskim Projekcie oraz Opolska Okręgowa Izba Inżynierów. W pierwszym dniu szkolenia o brzeskich doświadczeniach w pozyskiwaniu unijnych środków i wdrażaniu w życie Projektu opowiadał Artur Stecuła – dyrektor ds. wdrożenia Projektu w PWiK. Dalszy dzień szkolenia upłynął na prezentacji warunków realizacji kontraktu zgodnie z żółtą książką FIDIC. Andrzej Kamler - Kierownik Projektu „Zarządzanie i nadzór nad budową oczyszczalni ścieków Kraków” szczegółowo omówił elementy warunków kontraktowych takie jak: tworzenie dokumentacji projektowej i procedury jej zatwierdzania, błędy projektowe, harmonogram realizacji prac oraz zadania zamawiającego, Inżyniera Kontraktu i wykonawcy. Zaprezentowane zostały również procedury zarządzania, wprowadzania zmian, nadzoru kontraktów, a także procedury odbioru prac, dokumentacja powykonawcza oraz zgłaszanie usterek i wad.
Na zakończenie pierwszego dnia szkolenia Maciej Adamczak - prezes Biura Consultingowego omówił procedury przygotowania przedsięwzięć do Funduszu Spójności, ze szczególnym uwzględnieniem analiz ekonomiczno-finansowych.
Drugi dzień szkolenia poświęcony był kontroli wydatkowania środków z Funduszu Spójności, prowadzonej przez Ministerstwo Finansów oraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Tematyka ta została przedstawiona przez Alicję Bożek - dyrektor z Ministerstwa Finansów oraz Tadeusza Gajewskiego z Departamentu Kontroli Terenowej w NFOŚiGW. Kolejne wystąpienie poświęcone było procedurom postępowania w sprawie oddziaływania na środowisko oraz na obszar Natura 2000 oraz wydawania decyzji środowiskowych uwarunkowanych w świetle nowych zapisów ustawy Prawo ochrony środowiska.
Zagadnienia środowiskowe omówione zostały przez Eugenię Zawadzką – Dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Wojewódzkiego w Opolu. Ostatnim tematem szkolenia były zmiany w prawie budowlanym, omówienie zadań kierownika budowy, inspektora nadzoru oraz warunków bezpieczeństwa na budowie. Zagadnienia te prezentował Krystian Walkowiak - Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego w Opolu.




Rozmowa z rektorem Wyższej Szkoły Humanistyczno -Ekonomicznej w Brzegu prof. dr hab. Andrzejem Jasińskim


WSH-E - z optymizmem w przyszłość

- Panie profesorze 8 października po raz piąty rozpoczęto rok akademicki w Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej w Brzegu. Czy spodziewał się Pan, obejmując funkcję rektora pierwszej brzeskiej wyższej uczelni, że szkoła będzie się tak prężnie rozwijała?
- Tak spodziewałem się tego. W takiej instytucji jak szkoła wyższa tylko planowanie długofalowe jest sensowne i uczciwe. Sensowne, ponieważ daje szansę stawiania zadań do realizacji na dłuższą metę, a później harmonijnego ich wykonywania. Uczciwe,  ponieważ szkoła wyższe jest przede wszystkim dla studentów, którzy w niej widzą szansę swojego rozwoju. Studenci chcieliby zdobywać wiedzę w godnych i spokojnych warunkach, a następnie móc ją aktualizować w trakcie swojej pracy zawodowej. Tak więc najkrótszy okres planowanego życia szkoły to cykl trzyletni, a jeśli wziąć pod uwagę oczekiwania absolwentów, chcących utrzymywać kontakty ze szkołą, to znacznie dłuższy odcinek czasowy. We współczesnym świecie każdy rektor szkoły wyższej pragnie, aby jej ranga porównywana była z najlepszymi uczelniami kuli ziemskiej. Dzisiaj kształcimy na kierunku pedagogicznym. Znając nasze możliwości kadrowe, organizacyjne i finansowe chcielibyśmy, w pierwszym rzędzie, umocnić się na już osiągniętych pozycjach poprzez pozyskiwanie nowych pedagogicznych ścieżek dydaktycznych, a następnie podjąć trud kształcenia w nowych kierunkach np. takich jak historia, ochrona środowiska.

- W tym roku akademickim naukę rozpoczęła rekordowa liczba 180 studentów I roku. Co sprawia, że pomimo długiej serii nieprzychylnych szkole artykułów w jednej z lokalnych gazet i niżu demograficznego studenci chcą studiować w WSHE?
- Znowu potwierdza się stara prawda, że czyny znacznie bardziej przemawiają niż werbalna propaganda, nawet negatywna. Zabolało nas bardzo wiele słów wypowiedzianych i napisanych, ale nie w rozpamiętywaniu krzywd jest klucz do sukcesu lecz w codziennej organicznej pracy dla tych, których powodzenie jest naszą radością. W chwili obecnej  w szkole panuje atmosfera z jednej strony odpowiedzialnej pracy, z drugiej zaś prawie rodzinna, w której potrzeby człowieka, zarówno studenta jak i pracownika, są szczególnymi wartościami. Sformułowana przez szkołę oferta dydaktyczna zauważa nie tylko kanony pedagogiki lecz także potrzeby regionu, rynku pracy, oczekiwania mieszkańców i włodarzy tego terenu. Wprawdzie większość kadry naukowo-dydaktycznej powiązana jest z naukowymi ośrodkami opolskim i wrocławskim, lecz bardzo byśmy chcieli aby wśród nauczających był coraz większy udział brzeżan. Wsłuchujemy się uważnie w to co mówią mieszkańcy tych ziem, co sugerują nam władze samorządowe i rządowe tego terenu i reagujemy na to tworząc programy coraz bardziej osadzone w życiu tych okolic. Najlepiej można pomóc w rozwiązywaniu problemów poprzez przygotowywanie tych co będą wiedzieli jak i gdzie z tą „wędką” pójść złapać „życiową rybę”. Już dzisiaj w Wyższej Szkole Humanistyczno – Ekonomicznej studiuje 444 takich potencjalnych „wędkarzy”. Do niedawna mogliśmy  zaproponować im tylko studia licencjackie ale już podjęliśmy kroki, aby współpracując z innymi szkołami wyższymi, stworzyć szansę prolongowania kształcenia na studiach magisterskich.

- WSHE ma podpisane porozumienia z wieloma uczelniami, które umożliwiają studentom po otrzymaniu tytułu licencjata kontynuowanie nauki na studiach magisterskich. Czy szkoła przewiduje podpisywanie jeszcze dalszych porozumień?
- Sens życia, w tym także życia szkoły wyższej, spełnia się we współpracy z innymi. Nie da się żyć w próżni bez rozumienia potrzeb innych i korzystania z doświadczeń innych, często lepszych lub zauważających inaczej jakiś aspekt tego co robimy. Do chwili obecnej WSH-E nawiązała oficjalną współpracę z Uniwersytetem Opolskim, Instytutem Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego,  Wyższą Szkołą Zarządzania i Administracji w Opolu, Mazowiecką Wyższą Szkołą Humanistyczno – Pedagogiczną w Łowiczu oraz Wyższą Szkołą Umiejętności Pedagogicznych i Zarządzania w Rykach. Obok kilku innych racji przemawiających za nawiązywaniem takiej współpracy bardzo ważna jest i ta ,która stwarza szanse kontynuowania naszym studentom ich kształcenia na poziomie magisterskim.
Nie poprzestaniemy w poszukiwaniu partnerskich instytucji naukowo-dydaktycznych, z którymi będzie nam po drodze w realizacji planów naszych studentów i pracowników. Może uchylę rąbka tajemnicy mówiąc, iż prowadzimy obecnie rozmowy z nowym, szacownym naszym potencjalnym partnerem jakim jest Uniwersytet Wrocławski.

- Zawsze podkreślał Pan, iż uczelnia powinna budować swoją przyszłość na kadrze naukowej wywodzącej się z Brzegu. Czy to założenie udaje się w praktyce realizować?
- Wspomniałem już o tym, że chcemy rozumieć środowisko w którym przyszło funkcjonować szkole, a najlepiej możemy się do tego zbliżyć jeżeli pośród nas znajdą się Ci, którzy w tym środowisko na co dzień żyją. Byłoby to optymalnym rozwiązaniem gdyby w kadrze szkoły był jeszcze większy udział ludzi z tytułami i stopniami naukowymi, nie tylko wywodzących się z Brzegu lub jego okolic lecz także znających uwarunkowania tego życia, takich dla których student to nie jest ktoś kogo pierwszy raz na oczy widzą lecz ktoś kogo już spotykali w szkole, sklepie lub na spacerze, ktoś kto podobnymi problemami dnia codziennego żyje, ktoś z kim bez słów potrafią się porozumieć w sprawach, które regionu tyczą.
Tego bym bardzo chciał, równie  dlatego, że im bardziej w ten wywiad się zagłębiam tym bardziej czuję jak bliskie stało mi się to miasto. Mam olbrzymią satysfakcję z tego, że w  WSH-E pracują osoby, które albo mieszkają w Brzegu lub jego okolicach, takie jak dr Bożena Bobeł, dr Małgorzata Bednarska, dr Witold Jakubowski, dr Leszek Bednarski. Zdaję sobie sprawę także z tego, że dzięki wielu życzliwym szkole „brzeskim autorytetom” to co szkoła robi będzie osadzone w brzeskich realiach. W doborze kadry dla WSH-E kieruję się kompromisem pomiędzy chęcią związania jej z Brzegiem i wymogami minimum kadrowego stawianymi ustawą (minimalna  liczba samodzielnych i pomocniczych pracowników naukowo-dydaktycznych o wykształceniu i dorobku naukowym zgodnym z kierunkiem dyplomowania).

- W swoim inauguracyjnym wystąpieniu pozdrawiał Pan serdecznie i dziękował przyjaciołom WSHE. Czy to grono przyjaciół jest dla uczelni tak ważne?

- W czasie naszej rozmowy już wielokrotnie przewijał się wątek, iż bez rozumienia otoczenia w którym się żyje i działa trudno jest osiągnąć znaczące i optymalne wyniki. Można budować idealny zamek na lodzie ale nikomu on nie będzie służył jeśli nie będzie osadzony w realiach życia. Bardzo częstym błędem ludzi nauki jest budowanie modeli w których wszystko pasuje przy przyjętym zbiorze założeń. To jest właśnie społeczny sens teorii względności, w której możliwy jest idealny system przy nierealnych założeniach. Tego właśnie szkoła chce uniknąć przy konstruowaniu jej programów dydaktycznych, w których z jednej strony muszą być spełnione minima programowe narzucone przez ministerstwo z drugiej zaś muszą być uwzględnione potrzeby i oczekiwania środowiska, w którym szkole przyszło działać. O wymogach formalnych nie będę mówił bo one są, jak już wcześniej wspomniałem, narzucone natomiast więcej rzec chcę o więzi ze środowiskiem, w którym treści dydaktyczne i praca naukowa kadry szkoły są realizowane. Poczynając od wniosku inicjalnego, gdy szkoła była tylko w zamysłach, podkreślana była potrzeba bliskiego dialogu z władzami województwa, powiatu i miasta na temat kształtu szkoły, najbardziej służącego realizacji celów społeczno – gospodarczych regionu. Wydyskutowany niegdyś model szkoły w życie obracał się dzięki twórczym dysputom z marszałkiem i wojewodą opolskim, starostą brzeskim i burmistrzami Brzegu. Uczyli się wszyscy udziałowcy tych rozmów, założyciele szkoły i jej późniejsze władze, tego jak osiągać optymalne rezultaty a włodarze ziemi opolskiej i brzeskiej jak funkcjonować aby godzić interesy ustaw i ministra z jednej strony ze strategiami rozwoju społeczno – gospodarczego Opolszczyzny. Do tego układu należy jeszcze dołożyć dodatkowe stopnie swobody, wynikające ze specyfiki Brzegu dyktowanej znaczącym udziałem w jego życiu wojska, zakładu karnego (generalnie służb mundurowych) i całego pakietu problemów społecznych aby zorientować się jak trudny jest to układ równań do rozwiązania. Każdy kto myślał, że rozwiązanie takie byłoby możliwe bez udziału opiniotwórczych ludzi i urzędów Opolszczyzny i Brzegu mógłby być uznanym za szalonego. Ja stąpam twardo po ziemi i nie wyobrażam sobie tego, że mógłbym mówić o Was bez Was, że mógłbym uzdrawiać jakiś aspekt Waszego życia bez pytania Was o to co Was boli.

- Ci przyjaciele chyba przychylnie przyglądają się poczynaniom szkoły na rzecz lokalnej społeczności. Niewiele jest w Polsce szkół wyższych, które by tak aktywnie jak Wasza uczelnia pracowały dla mieszkańców regionu?
- Gdybyśmy tylko czekali na wytyczne, sugestie, strategie, cele, programy i zadania zewnętrzne można by o nas powiedzieć, że jesteśmy lojalni ale pasywni. Mamy większe ambicje. Chcemy coś dać od siebie, właśnie dlatego, że to miasto jest nam bliskie, dlatego że to miasto wsparło naszą inicjatywę gdy wniosek powołania szkoły był w pierwszej fazie realizacji, dlatego że naszą przyszłość wiążemy z tym miastem. Wrastając w atmosferę tego miasta zauważamy jego problemy i chcielibyśmy przyczynić się do ich łagodzenia a docelowo do ich rozwiązania. Te nasze intencje leżały i nadal leżą u podstaw takich inicjatyw WSH-E jak Świetlica Socjoterapeutyczna, Uniwersytet Trzeciego Wieku, Biuro Karier, Wtorki naukowe na Zamku Piastowskim. Pedagogika to nauka o wychowaniu ale bez ograniczeń wiekowych. Każdemu chcielibyśmy dać coś od siebie, nie zważając na to ile wiosen sobie liczy. Rozmawiając uczymy się wszyscy i chyba jesteśmy zobowiązani do tego aby innym swoje mądrości przekazywać. Na uniwersytetach uczymy się podstaw, które ułatwiają nam życie zawodowe a na Uniwersytecie Trzeciego Wieku uczymy się od słuchaczy tego jak życie odległe jest od ideału. Grzechem byłoby gdybyśmy takich doświadczeń nie przekazali studentom, uczniom szkól różnego stopnia i przedszkolakom. Uczymy się całe życie z książek i z życia. Mądrzy ludzie mówią, że życie tak długo ma sens jak długo chce nam się uczyć siebie i innych. Obok przyswajania sobie i przekazywania innym wiedzy chcemy  z mieszkańcami Brzegu także podzielić się przyjemnościami i radością chociażby poprzez udział WSH-E we wspieraniu wielu inicjatyw kulturalnych miasta i zgromadzonych w nim instytucji. 

- Dla mieszkańców Brzegu najbardziej widowiskowe są obchody święta studenckiej braci - Laurentianum, nawiązujące do brzeskiej renesansowej tradycji.
- W szkole wyższej tradycją jest aby znaleźć czas zarówno na pracę jak i na zabawę. Ciągle pamiętam, że zabawy żakowskie były tą przyjemniejszą częścią mojego studiowania. Cieszy mnie to że studenci WSH-E myślą tak samo i życzę im z całego serca aby Laurentianum, które organizują ze swojej inicjatywy przynosiło im przyjemność, a mieszkańcom Brzegu rozrywkę. Odwoływanie się do historycznych tradycji żakowskich jest też formą uczenia historii miasta i regionu i to w sposób miły. Cieszy mnie także i to, że w tym roku Laurentianum wpisało się w kalendarz uroczystości miejskich, uświetnionych wizytą zagranicznych gości z miast partnerskich Brzegu. Jeśli będzie to możliwe władze szkoły będą namawiać studentów do tego aby święto studenckie na stałe powiązali z obchodami miejskimi. W taki dzień klucze miasta w rękach żaków nabiorą jeszcze większego znaczenia.

- Nawiązując do tych dawnych tradycji, założonej przez księcia Jerzego II znakomitej szkoły Gymnasium Illustre, chciałbym zapytać Pana Rektora czy realne są szanse na zagospodarowanie przez WSHE podupadającego budynku dawnej książęcej uczelni.
- Po wielu spotkaniach dotyczących różnych  problemów powiatu, miasta oraz instytucji tego regionu zauważyłem, iż sugerowane w pytaniu rozwiązanie byłoby optymalnym. Z jednej strony byłoby to kontynuowanie niegdyś przerwanej tradycji, z drugiej zaś byłoby to wykorzystanie niszczejącego obecnie budynku, przy zachowaniu jego dotychczasowej i historycznej funkcji dydaktycznej. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Mimo że stanowisko wszystkich ważnych dla sprawy osobistości jest przychylne takiemu rozwiązaniu to na przeszkodzie stoją sprawy natury formalnej, a zwłaszcza sprawa tytułu prawnego do całego kompleksu. Problem siedziby jest dla WSHE priorytetowym. Potrzebujemy siedziby jak przysłowiowa „kania deszczu”. Zdając sobie sprawę z optymalności rozwiązania, w którym siedzibą Szkoły byłby budynek dawnego Gimnazjum Piastowskiego władze szkoły podejmują kroki w tym kierunku. Czujemy sympatyczną dla nas reakcję na takie działania.

- Dzięki Wam Brzeg staje się powoli ważnym ośrodkiem badawczym i naukowym, a o poziomie i wspaniałej organizacji odbywających się pod szyldem WSHE sesji i seminariów naukowych, słyszy się w całej Polsce.
- Brzeg był już kiedyś ważnym ośrodkiem badawczym i naukowym i ma szansę na to aby znowu takim się stać. WSH-E jest takim stymulatorem powrotu do dawnych, świetnych czasów naukowych tradycji miasta. Szkoła ze swojej inicjatywy oraz we współpracy z partnerskim uczelniami organizuje imprezy naukowe o zasięgu nie tylko krajowym lecz także międzynarodowym. Muszę tutaj także powiedzieć, iż w tej sprawie bardzo sprzyja nam przyjazna i ciepła postawa Pana Kasztelana Pawła Kozerskiego, bez której organizowanie imprez naukowych (i nie tylko) byłoby znacznie trudniejsze. Tylko w tym roku z udziałem WSH-E zorganizowane zostały w Brzegu: Międzynarodowa Konferencja Naukowa – Poradnictwo między etyką a techniką. (19-20 maj 2005r.), oraz XVIII Forum Pedagogów – „Dzisiejsze czasy”. Edukacja wobec przemian w kulturze współczesnej. (Wrocław – Brzeg, 28-29 październik 2005 r.). Aby rozpropagować dorobek naukowo-dydaktyczny pracowników Szkoły oraz dorobek konferencji naukowych organizowanych z udziałem Szkoły WSH-E  nosi się z zamiarem przygotowania zeszytów naukowych. W tym seryjnym wydawnictwie publikowane byłyby także wykłady wygłoszone przez pracowników naukowych Uczelni w ramach „Wtorków naukowych”, odbywających się cyklicznie na Zamku Piastów Śląskich w Brzegu.

- Obecność na inauguracji roku akademickiego 2005/2006 przedstawicieli innych opolskich szkół wyższych dowodzi, iż brzeska WSHE na trwałe wpisała się w środowisko akademickie naszego regionu i jest przez nie akceptowana.
- WSH-E jest już na stałe wpisana nie tylko w krajobraz społeczno-gospodarczy Opolszczyzny lecz także jest już znaczącym elementem opolskiego systemu szkolnictwa wyższego. Wspomniane wcześniej umowy o współpracy oraz wymiany delegacji z okazji świąt uczelni Opolszczyzny jest dobitnym wyrazem rosnącego znaczenia WSH-E. Uczelnia nasza bierze również udział w organizowanych w regionie opolskim imprezach promujących szkolnictwo wyższe, a jej udział jest nie tylko dostrzegany, ale także doceniany. Tegorocznym przykładem takiego życzliwego przyjęcia szkoły i zauważenia jej wkładu był III Opolski Festiwal Nauki oraz Targi Edukacyjne.

- Czego wypada życzyć uczelni na progu kolejnego roku akademickiego?
- Spokoju i stabilizacji. Pragniemy umocnienia na pozycjach już zajętych, zebrania sił do nowego kroku i wykonania go. Jeśli ktoś nam dobrze życzy, a może pomóc szkole, to prosimy o dobrą atmosferę dla Jej pracy, o obronę Jej przed bezpodstawnymi atakami ze strony tych, którym żal jest, że nie są współautorami sukcesu ,których boli to, że mimo kłód rzucanych nam pod nogi, szkoła nadal się rozwija. Proszę życzyć nam abyśmy nadal mieli studentów, którzy nie tylko będą chcieli u nas studiować lecz także, w przeszłości, będą chcieli ze szkołą współpracować i się z nią identyfikować. Proszę życzyć nam coraz lepsze kadry, także z Brzegu, z którą będziemy mogli nie tylko doskonalić programy dydaktyczne lecz także prowadzić kształcenie na innych kierunkach. My ze swojej strony chcemy z kolei zapewnić mieszkańców Ziemi Brzeskiej i jej włodarzy, że dołożymy wszelkich starań aby nasza praca jeszcze bardziej służyła społeczności brzeskiej.
- Dziękujemy za rozmowę.



<>

Dzień Seniora i Pracownika Socjalnego w Grodkowie

W dniu 21 listopada w grodkowskim Domu Pomocy Społecznej  odbyła się uroczystość z okazji Dnia Seniora. Wielu mieszkańców otrzymało drobne upominki i dyplomy za swoją działalność w różnych grupach zainteresowań.

Na tę uroczystość przybyli również uczniowie z Publicznej Szkoły Podstawowej w Bąkowie przedstawiając program artystyczny poświęcony mieszkańcom tego domu. Ponieważ zdarzało się to już kilkakrotnie również podziękowania dla wykonawców, a są to: Magdalena Mendak, Magdalena Dewerenda, Daria Mika, Gabriela Łyczek, Amela  Paszkiewicz, Joanna Chrześcijańska, Damian Popecki i Dominik Popecki, scenariusz i opracowania przygotowała Pani Barbara Pająk. W ramach współpracy gościli również mieszkańcy Domu Pomocy Społecznej z Korfantowa, oraz Klubu Seniora z Nysy przedstawiając swój zespół wokalny.
Wypada również z okazji Dnia Pracownika Socjalnego podziękować długoletnim pracownikom DPS w Grodkowie, a są to: Eugeniusz Chrabąszcz, Tomasz Cichocki, Urszula Gortowska, Katarzyna Chalubczok, Bogumiła Jóźków, Irena Krużyńska, Stanisław Małyszko, Łucja Mrożek, Jolanta Nowak, Stanisław Ożga, Helena Piotrowska, Halina Prządka, Krystyna Wach, Marta Walczuk, Wanda Szczypel, Krystyna Zawada i wiele innych ofiarnie zajmującymi się mieszkańcami tego domu.
Stanisław Ożga



Sto lat dla jubilatów

Do tradycji wszedł piękny zwyczaj wyróżnienia „Medalami za Długoletnie Pożycie Małżeńskie” małżonków, którzy przeżyli razem 50 lat. Medal przyznaje prezydent RP.

Taka uroczystość odbyła się 23 bm. w lewińskim Domu Kultury. Otworzyła ją Urszula Struska – kierownik Urzędu Stanu Cywilnego. Witając burmistrza Tadeusza Monkiewicza i przewodniczącego Rady Miasta i Gminy Mieczysława Adaszyńskiego prosiła, by w imieniu prezydenta odznaczyli jubilatów.
Medale otrzymali:
Zofia i Julian Buszko z Chróściny, Kazimiera i Robert Damski - Skorogoszcz, Zofia i Julian Dawidowicz z Różyny, Zofia i Tadeusz Dziembowski ze Strzelnik,  Emilia i Józef  Dziubczyński - Skorogoszcz, Genowefa i Stanisław Hiszpański z Oldrzyszowic, Stefania i Stanisław Hraca ze Strzelnik, Kazimiera i Ludwik Karbowski z Kantorowic, Julianna i Zdzisław Kawałek z Lewina, Genowefa i Marian Kujawa z Golczowic,  Maria i Stanisław Leszczyński z Kantorowic, Maria i Stefan Molenda z Ptakowic, Władysława i Jan Patynowski z Ptakowic, Janina i Michał Piotrowski z Łosiowa, Marianna i Roman Poręba z Mikoliona, Alicja i Aleksander  Rowiński z Łosiowa, Helena i Tadeusz Ryk z Ptakowic, Małgorzata i Franciszek Sdzuj ze Skorogoszczy, Jadwiga i Czesław Smyczyński z Lewina, Janina i Franiszek Sowa z Lewina, Felicja i Tadeusz Tomczak z Chróściny, Krystyna i Józef Wielicki ze Skorogoszczy, Florentyna i Marian Włodarczyk z Borkowic, Helena i Ignacy Wojnarowski z Różyny, Genowefa i Adam Zając ze Skorogoszczy, Maria i Jan Ziętara z Łosiowa.
Była też okazja
do złożenia serdecznych życzeń tym parom, które żyją ze sobą 60 lat. Są to: Karolina i Szczepan Forst z Przeczy, Leokadia i Augustyn Czechowscy z Łosiowa, Bronisława i Władysław Dudzikowie z Łosiowa.
Wszyscy otrzymali skromne upominki.
Przy lampce szampana, kawie, herbacie i słodyczach wspominano dawne czasy. Spotkanie i uroczystość umilał chór „Sami swoi”, który pod dyrekcją Zbigniewa Gąsiorowskiego zaprezentował swój repertuar piosenek ludowych i kresowych. Odważniejsi jubilaci w rytm melodii tańczyli walce i tanga.
Większość jubilatów wywodzi się z kresów wschodnich.
Na przykład państwo Piotrowscy z Łosiowa. Pani Janina urodziła się na Wołyniu koło Krzemieńca. Przybyła wraz z rodziną do Łosiowa w 1945 roku. Do dzisiaj pamiętam tamte strony ociekające polską krwią – wspomina. Jednej nocy wymordowano 12 osobową moją bliską rodzinę. Zapędzono ich do domu i podpalono budynek. Nie jadę w swoje rodzinne strony, bo mam straszne wspomnienia – ociera łzy pani Janina. Państwo Piotrowscy mają czwórkę dzieci i 8 wnuków.
Tab.



Cenny album

W okresie wyborów Lewin Brzeski odwiedził (będąc przejazdem z Krakowa do Berlina) obywatel RFN Friedrich Bilzer, syn ostatniego właściciela lewińskiego pałacu Friedricha Bilzera. Dowiedziawszy się, że w jego rodzinnej siedzibie znajduje się obecnie gimnazjum zapragnął je odwiedzić. Odrestaurowany pałac zrobił na nim ogromne wrażenie. Dyrektor Gimnazjum Andrzej Kostrzewa oprowadził go po gmachu i widział w oczach Niemca radość i zdumienie. Powtarzał ciągle „wspaniale” „cudownie”, „pięknie”. Cieszę się – mówił, że gmach jest tak pieczołowicie odnowiony i żyje jako placówka oświatowa.
Wkrótce po wyjeździe gościa nadeszła do szkoły z Berlina (gdzie mieszka Bilzer) przesyłka. Był to album ze starymi zdjęciami obiektu pałacowego – z zewnątrz i z wnętrz. – To wspaniały podarunek – cieszy się dyrektor Kostrzewa. Szkoda, że nie mieliśmy takiej dokumentacji podczas odnawiania obiektu, bo byłyby zdjęcia pomocne w odtwarzaniu pierwotnego wyglądu pałacu. Ale i tak okazuje się , że popełniliśmy niewiele błędów. Ten dar jest dla nas bardzo cenny. Pokazaliśmy publiczności, go po raz pierwszy, podczas spotkania autorów „Monografii miasta Lewin Brzeski” z mieszkańcami i zaproszonymi gośćmi. Panu Bilzerowi rewanżujemy się „Monografią”. W przyszłości planujemy spotkanie z nim. Pewnie dowiemy się wielu szczegółów z życia tej rodziny i historii pałacu.
Tab.



Czepielowice

W sercu kresowiaka melodia gra

Kolejne spotkanie seniorów z okazji 60 rocznicy osadnictwa na ziemiach zachodnich odbyło się w Czepielowicach. Przybyli na nie mieszkańcy tej wioski, a także z Nowych Kolni, Śmiechowic, Kościerzyc. Była to również okazja do odznaczenia par małżeńskich „Medalami za Długoletnie Pozycie Małżeńskie”.


„Złote Gody” obchodzili Paulina i Albin Chrząszczowie, Bronisława i Grzegorz Mielnikowie, Janina i Arkadiusz Tymorkowie.- wszyscy z Czepielowic. Aktu dekoracji dokonali wójt gminy Wojciech Jagiełłowicz i przewodniczący Rady Gminy Józef Poterek.
Odznaczeni otrzymali kwiaty i drobne upominki.
Zebrali odśpiewali jubilatom gromkie „sto lat”. Spotkanie przy zastawionych stołach umilali członkowie zespołu „Leśne echa”, którym kieruje Jan Sowa. Jubilaci i niektórzy seniorzy tańczyli w rytm melodii.
Skąd jesteśmy
Po prelekcji nt. „Skąd jesteśmy i dlaczego tu jesteśmy” zabrał głos mieszkaniec Czepielowic Andrzej Marczak (84 lata), pochodzący z miejscowości Łokocze woj. Wołyńskie. W 1939 roku był już młodym żołnierzem walczącym w obronie Lwowa.
Po kapitulacji dotarł do domu. Tu już czekali na niego enkawudzista i żydowski milicjant. Zerwali mu z czapki orzełek, który następnie z przekleństwami wdeptano w ziemię Potem na kilka dni zamknęli wraz z innymi chłopcami Polakami w miejscowej szkole. W czasie sowieckiej okupacji z rodziny wywieziono na Syberię 16 osób. Zmarłych w transporcie wyrzucano z pociągu na pobocza torów.
W czasie okupacji niemieckiej Marczaka dopadli miejscowi kolaboranci ukraińscy i wysłali go na przymusowe roboty w głąb III Rzeszy. Pracował tam do końca wojny.
Większość mieszkańców Czepielowic ma swoje korzenie na kresach wschodnich.
Jestem z tarnopolskiego mówi jubilatka Bronisława Mielnik, mąż pochodzi ze Lwowa. Z mojej rodziny nacjonaliści ukraińscy zamordowali kilkanaście osób. Niech ich Bóg rozsądzi – ociera łzy pani Bronisława. Małżeństwo miało czwórkę dzieci, ma13 wnuków, i jedną prawnuczkę.
Państwo Tymorkowie „dorobili się” trójki dzieci, 11 wnuków, i dwie prawnuczki. Pan Arkadiusz pochodzi z Wołynia, a pani Janina ze Lwowa. Ciągle wracają myślami do swoich rodzinnych stron.
- Przygotowanie takiego spotkania wymaga wiele wysiłku fizycznego i organizacyjnego – mówi sołtys Czepielowic Zbigniew Doliński, kierujący wszystkimi pracami.
Bardzo nam pomogły
Panie z Gminnego Ośrodka Kultury na czele z panią Marią Czarną oraz nasze gospodynie: Elżbieta Zawiślak, Agnieszka Medyńska, Mariola Smokowska, Józefa Przybyła, Ewa Makarewicz, Anna Dolińska z córkami, Leokadia Wasilewska, Jadwiga Załuska. Do prac włączyła się Rada Sołecka.
Chcemy serdecznie podziękować sponsorom, właścicielom miejscowych sklepów
- Jolancie Zubrzyckiej,
- Wiesławowi Chwiła,
- Marii Gancarczyk, którzy dostarczyli nieodpłatnie napoje i artykuły spożywcze. W spotkaniu seniorów wzięli udział radni, dyrektor PSP w Czepielowicach Tomasz Komarnicki, a także dziennikarze z TV Opole, którzy rejestrowali uroczystość.
Tab.




Rozmowa z sołtysem Żłobizny Januszem Jacheciem

Budujcie się w Żłobiźnie

Żłobizna jest mała wsią, zaledwie kilka typowych gospodarstw rolnych, natomiast reszta mieszkańców dojeżdża do miasta do pracy. Jednakże nie powoduje to mniejszej funkcjonalności wsi. Jest wręcz odwrotnie– rozwija się życie kulturalne, organizowane są różnego rodzaju imprezy okolicznościowe, konkursy, itp. Od 1999 roku sołtysem Żłobizny jest pan Janusz Jacheć, dzięki niemu wieś dużo zyskała, wprowadził wiele udoskonaleń i jego starania nie poszły na marne. Tak właśnie jest też z nowym budownictwem, które już od jakiegoś czasu rozwija się dynamicznie tu.
-Co wpłynęło na decyzje o podjęcie prac związanych z przekształceniem gruntów rolnych w działki budowlane?
Mieszkańcy wsi złożyli wnioski z prośbą o przekształcenie gruntów rolnych w działki budowlane, rekreacyjne, usługowe. W 1999 roku, gdy zacząłem swą kadencję zaproponowano koncepcję zagospodarowania. I tak już w 2000 r. gmina powołała studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy.
- Jaka powierzchnia była brana pod uwagę?
W Żłobiźnie powierzchnia (na podstawie wniosków mieszkańców) pod zabudowę wynosi 35,7 ha (tereny poza obecnym obszarem zabudowy po obu stronach wsi). Rozkłada się to na następujące czynniki:
- 20% tej powierzchni to jest na obsługę komunikacyjną i usługową;
- 10% to są usługi oraz zieleń publiczna;
- 40% to zabudowa jednorodzinna gdzie średnia zabudowań działki wynosi 1400 m2;
- 30% to zabudowania jednorodzinne gdzie średnia działki wynosi 800 m2.
- Czy prace były przez te wszystkie lata wykonywane na bieżąco?
Tak, począwszy od 2000 r. do 2004 r. plan był wykonywany. W 2004 r. Gmina zleciła wykonywanie planu zagospodarowania przestrzennego dla całej gminy. 15.11-08.12.2004 r. ten plan został wyłożony publicznie do wglądu. W tym okresie zainteresowani, mieszkańcy wsi, którzy wcześniej składali wnioski mogli przychodzić, zapoznać się, nawet ponowić wniosek bądź wnieść uwagi do gminy. W 6.2005 r. zaczął obowiązywać już plan zagospodarowania przestrzennego gminy( w tym Żłobizny). Od tego czasu zainteresowanie tymi terenami pod zabudowę się znacznie uwidoczniło. Powstały nowe obiekty na działkach budowlanych.
- Jest wiadome, że wieś się rozwija. Czym do tej pory można się pochwalić?
Wieś jest uzbrojona we wszystkie podstawowe media, co bardzo ułatwia życie mieszkańcom, jest to m. in.: energia, woda, kanalizacja sanitarna, kanalizacja burzowa, instalacje gazowe, telefony. Dobrze jest rozbudowana infrastruktura dróg. Na terenach objętych działaniami budowlanymi drogi sukcesywnie są rozbudowywane z kostki brukowej, rozbudowywana jest na tych terenach sieć energetyczna i oświetleniowa. Posiadamy dobrze zagospodarowany plac zabaw dla dzieci, są tereny rekreacyjne wraz z akwenem (3,5 ha) za wsią. Pieczę nad tym stawem sprawują wędkarze ze Żłobizny, ale nie tylko, należący do Stowarzyszenia Miłośników obszaru Wodnego w Żłobiźnie. Koło stawu powstaną tereny rekreacyjne. Mamy dobrze utrzymany obiekt sportowy o powierzchni 1 ha. Na terenie wsi mieści się Zespół Szkół Rolniczych z rozbudowaną infrastrukturą (internat, hala sportowa, budynki warsztatowe), w tym obiekcie mieści się Filia Akademii Rolniczej z Wrocławia. Dobrze układa się współpraca samorządu lokalnego z Urzędem Gminy. Przy organizowaniu różnego typu imprez jest bardzo dobra współpraca i przychylność ze strony dyrekcji szkoły. Od roku 1999 wydajemy Informator Żłobizny. Zbieram informację i gazetka, co miesiąc trafia do każdego mieszkańca wsi. Chlubą naszej wsi jest również uzyskana w 2001 roku nagroda za zajęcie III miejsca w konkursie na najpiękniejszą wieś Opolszczyzny. Mamy również inne osiągnięcia, chociażby w sporcie. Sami również organizujemy dla mieszkańców wsi różne konkursy - np. na najpiękniejszą posesje, najładniej ozdobiony dom w czasie świąt, itd. Ludzie bardzo chętnie w tego typu konkursach biorą udział, są wynagradzani dobrym słowem i dyplomami.
- W jaki sposób mógłby pan sołtys zachęcić ludzi do tego, aby zainteresowali się kupnem ziemi?
Teren jest bardzo blisko położony miasta, dzięki czemu dostęp do niego jest ułatwiony. A jednocześnie można uzyskać spokój i odpocząć wśród natury, pooddychać świeżym powietrzem. Wieś jest uzbrojona we wszystkie media, co ułatwia życie, ma to wszystko swoje dodatnie strony. Dlatego zapraszam serdecznie.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Katarzyna Banyś



Waldemar Dankowski (20.03.1930 – 5.11.2005)


Z harcerstwem na zawsze

Wszyscy Go znali w Brzegu. Trudno nie znać człowieka, który przez całe życie poświęcał temu miastu swoje zdolności, a wychowaniu młodego pokolenia oddawał wszystkie siły.

Waldemar Dankowski pracował, a właściwie służył z radością i nieustającym poświęceniem, harcerstwu, tej organizacji, która ma na celu rozwój fizyczny i intelektualny młodych ludzi. Kochał to posłannictwo i związał z nim całe swoje życie – od lat najmłodszych aż do  śmierci. Takie oddanie sprawie to rzadkość. Nie zmieniły Go zawirowania polityczne, nie zniechęciły do harcerstwa, które uważał za jedną z najważniejszych organizacji wychowawczych młodych ludzi.
Oddany miastu i harcerstwu realizował cele organizacji, która stawia na czołowe miejsca wychowanie patriotyczne, budowę własnej osobowości, służbę bliźniemu, harmonijne współżycie z przyrodą, jej ochroną. Starał się wyjaśniać młodym ludziom co to znaczy realizować hasło „Bóg, honor i ojczyzna”.
- To był wspaniały człowiek, bez reszty oddany swej pasji – harcerstwu – wspominają o nim przyjaciele Zofia Mogilnicka, komendant Hufca hm Zbigniew Kawecki, harcmistrz senior Tadeusz Lewoniewski.
Waldemar urodził się 20 marca 1930 roku w Warszawie. Jeszcze przed wojną wstąpił w szeregi harcerskie. Zaraz po zakończeniu wojny postanowił odnaleźć swego ojca wywiezionego do obozu pracy w Żarowie k. Świdnicy. Waldemar dowiedział się, że ojciec po opuszczeniu obozu podjął obowiązki pełnomocnika rządu RP w Brzegu więc wsiadł do pociągu w Łodzi i dotarł do Oleśnicy, a stamtąd piechotą najpierw do Siechnicy, potem do Brzegu – też na piechotę. Udało się, po wielu trudach odnalazł ojca i zaraz zaczął rozglądać się za harcerzami. Pierwszymi, których spotkał byli Jan Hajdas z Tarnowa i hufcowy z Mościc – hm Wincenty Mucha. W czerwcu 1945 roku do miasta zaczęli napływać masowo ludzie z kresów wschodnich, których nazywano repatriantami. Młodzież z tamtych stron – Tarnopola, Lwowa, Stanisławowa, Wołynia, też zainteresowała się harcerstwem. Byli wśród nich bracia Kosteccy, Ryszard Rozum, Stanisław Czerwiński. Z początku harcerze nie mieli mundurów – wspominał Waldek. Dla wyróżnienia nosili opaski biało-czerwone z napisem ZHP. Prawie codziennie odbywali zbiórki, likwidowali niemieckie napisy. Pierwszą patriotyczną imprezę społeczeństwo wraz z harcerzami odbyło z okazji 535 rocznicy bitwy pod Grunwaldem – 15 lipca 1945 roku, a pierwsze dożynki z udziałem harcerzy odbyły się w Lubszy, dokąd młodzi dojechali na zdezelowanych rowerach.
16 listopada 1945 roku zatwierdzony został przez władze wrocławskie Hufiec Harcerzy w Brzegu – jest to oficjalna data powstania Hufca w tym mieście. Od tego czasu brzeskie harcerstwo rozwijało się dynamicznie, zarówno w mieście jak i w powiecie. Przybywało drużyn, instruktorów, organizowano atrakcyjne obozy, ćwiczenia, konkursy. Pierwszy obóz harcerski i kolonia zuchowa zorganizowane zostały w Lubszy. Dankowski po latach wspominał go nie zapominając o swoich przełożonych i kolegach : „ Komendantem kursu zastępowych był dh Ryszard Michalewicz, a kadrę obozu stanowili – Czesław Zientarski, Wincenty Mucha ( junior), komendantem kolonii zuchów był dh Michał Jadczyk, kwatermistrzem całości – Miczysław Chudy. Jemu to należą się słowa uznania. On to codziennie o godz. 5 rano szedł pieszo z Lubszy do Brzegu na targ i często pieszo wracał z pełnym workiem warzyw... Wielkiej pomocy udzielał nam miejscowy ksiądz proboszcz, który z ambony prosił gospodarzy o pomoc harcerzom. Potem już rolnicy miejscowi podstawiali furmanki i skończyła się męka Mieczysława... Obozowicze pomagali gospodarzom przy  żniwach, wieczorami palono ognisko i  śpiewano piosenki. Przychodziło wielu mieszkańców wioski. Na tym obozie zdobyłem stopień wywiadowcy i wiele sprawności.” Waldemar awansował. W latach 1945–1948 był drużynowym, w 1948–1949 członkiem komendy Hufca i zastępcą komendanta Hufca, w latach 1950–1956 pełnił obowiązki instruktora, w 1957–1967 – komendanta powiatowego KH, w 1967 –1973 był członkiem komendy Hufca, a w latach 1973 – 1980 – komendantem Hufca w Brzegu. Uzyskiwał kolejne stopnie – przewodnika (1947), podharcmistrza (1957), harcmistrza (1960). Za swoja działalność był wyróżniany wieloma odznaczeniami. Otrzymał m.in. Brązowy, Srebrny Krzyże Zasługi, „Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski”, złoty medal „Za zasługi dla ZHP”, „Zasłużonemu Opolszczyźnie”.
Był zapalonym kibicem piłki nożnej i działaczem klubu Piast Brzeg, należał do miłośników miasta. Często w roli tłumacza i przewodnika  służył turystom niemieckim,  byłym mieszkańcom Brzegu, którzy odwiedzali swoje rodzinne strony.
Pozostało po Waldku dożo pamiątek skrzętnie przechowywanych przez obecne władze Hufca ZHP – zdjęcia, wpisy do ksiąg i kronik, artykuły prasowe, dokumenty osobiste, legitymacje świadczące o bogactwie jego osobowości i działalności. Pozostając do końca swoich dni harcerzem był równocześnie człowiekiem skromnym, czułym na ludzka krzywdę. Najmłodsi jego koledzy harcerze żegnali go i nad grobem mówili: „Z racji wieloletniej działalności w harcerstwie byłeś powszechnie znany w gronie rówieśników i całej pokoleniowej rzeszy harcerzy. Idee harcerskie towarzyszyły Ci przez całe życie – od wczesnej młodości do końca Twoich dni. Miałeś wiele cech przywódczych nabytych i wypracowanych przez wiele lat... straciliśmy doradcę, powiernika, autorytet harcerski, przyjaciela. Śpij w pokoju, część Twojej pamięci.” 5 listopada 2005 roku odszedł na wieczną wartę patriota, wielki społecznik, człowiek bez reszty oddany harcerstwu –swojej ukochanej organizacji.
Tadeusz Bednarczuk



Fundacja „Dobra Szkoła”

Na sesji Rady Gminy 29 listopada rozpatrzone zostanie podjęcie uchwały intencyjnej powołującej do życia Fundację „ Dobra Szkoła”, która przejmie zarząd nad szkołami w gminie Olszanka. W tym celu szkoły w gminie formalnie muszą zostać zlikwidowane, by mogły przejść pod zarząd Fundacji i uzyskać nową osobowość prawną, która w zamierzeniach zapewni im lepsze warunki ekonomiczne i lepsze efekty nauczania. Nadzór nad Fundacją sprawować będzie Rada i wójt Gminy, przedstawiciele grona pedagogicznego szkół wchodzących w skład Fundacji, rodzice. Fundacja wpisana do rejestru stowarzyszeń pożytku publicznego Krajowego Rejestru Sądowego będzie miała duże możliwości pozyskiwania pieniędzy od sponsorów, a także możliwość ubiegania się o fundusze z Unii Europejskiej.
Uchwała będzie miała charakter intencyjny, co oznacza, że w przypadku przeszkód natury prawnej szkoły pozostaną w dotychczasowej formie, będą prowadzone bezpośrednio przez gminę. Po podjęciu uchwały do końca roku 2005 będą prowadzone publiczne dyskusje na temat Fundacji.
Na sesję zostały przygotowane materiały zawierające szczegółowe wyliczenia i prognozy finansów szkół, bilans wydawanych pieniędzy przy obecnym systemie zarządzania szkołami i prognoza wydatków szkół zarządzanych przez Fundację. Przygotowany został również projekt reorganizacji szkół w gminie, który przewiduje pozostawienie w Michałowie oddziałów I – III, a pozostałych przesunięcie do szkoły w Jankowicach Wielkich.
Do rodziców został skierowany list, który wylicza plusy i minusy działania Fundacji. Do plusów zalicza zwiększone pensum godzin dla nauczycieli z 18 do 22, zatrudnienie specjalistów przedmiotowych we wszystkich szkołach należących do Fundacji, odejście od Karty Nauczyciela i zatrudnianie nauczycieli w oparciu o Kodeks Pracy, otwarcie rynku pracy dla najlepszych nauczycieli z powiatu, pozbycie się kosztownych przywilejów gwarantowanych nauczycielom przez Kartę Nauczyciela (urlopy dla poratowania zdrowia) i wszelkiego rodzaju dodatków do pensji nauczycielskich, z koniecznością dostosowania pensji do stopnia awansu zawodowego (pozostałby dodatek motywacyjny i za staż pracy, również za zajęcia dodatkowe). Wśród minusów niechęć i zagrożenie niesie za sobą nowość na rynku pracy, jaką stwarza powołanie do życia Fundacji, bunt grona nauczycieli, stworzenie organowi prowadzącemu dziś szkołę warunków do wyzbycia się odpowiedzialności za szkoły i zmniejszenia dopłat do budżetów szkół, konieczność dojazdów do pracy na trasie Jankowice Wielkie – Przylesie niektórych nauczycieli oraz dowozów dzieci klas IV – VI z Ptakowic i Michałowa do Jankowic Wlk., a także groźba wypłacenia odpraw nauczycielom nie wyrażającym chęci pracy w szkołach prowadzonych przez Fundację.
Fundacja ma zamiar zaoszczędzić na etatach nauczycieli. Zwiększenie pensum nauczycielskiego o 4 godziny da dodatkowe 30 godzin dydaktycznych w ciągu tygodnia.  Schemat organizacyjny Fundacji przewiduje zmniejszenie zatrudnienia o ponad 7,5 etatu, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze pozwoliłyby na zakup gimbusa dla Fundacji. Obliczenia wskazują, że będzie to kwota ok. 350 tys. zł. Kolejne 200 tys. zł ma przynieść ograniczenie urlopów dla poratowania zdrowia, które fundacja będzie udzielać tylko w przypadkach niezbędnych. Te pieniądze pozwolą zorganizować i rozwinąć w szkołach zajęcia pozalekcyjne, zostaną zainwestowane w języki obce, informatykę, sport, rekreację, pracę z młodzieżą uzdolnioną, z młodzieżą wymagającą, a także w utrzymanie szkół oraz pensje nauczycieli.
W tej chwili w szkołach zarządzanych przez gminę uczy się 600 uczniów. Roczny koszt utrzymania  jednego ucznia to ponad 4,5 tys. zł. Koszt rocznego utrzymania szkół w gminie to 3 105 884 zł w roku 2005. Subwencja oświatowa na 2005 rok wyniosła 2 874 533 zł. Resztę dopłaciła gmina. Do zadań własnych gminy należy również koszt utrzymania przedszkoli, oddziałów przedszkolnych oraz dowozów uczniów do szkół i przedszkoli. 
Rafał Ochociński


Rozmowa z Zenonem Trzonkowskim, prezesem Fundacji „Dobra Szkoła”, dyrektorem PSP w Przylesiu.

Potrzebna jest aprobata

-  Pełni Pan jednocześnie obowiązki dyrektora szkoły w Przylesiu i prezesa fundacji, która chce tę szkołę zlikwidować, czy te funkcje nie kłócą się ze sobą?

- Na dzień dzisiejszy jeszcze nie, ponieważ nie doszło jeszcze do przejęcia szkół przez fundację, ale docelowo prezes fundacji nie powinien sprawować bezpośrednio funkcji dyrektora którejś ze szkół. Kłóciłoby się to z interesem poszczególnych szkół. Wiadomo, że bliższa koszula ciału i prezes mógłby stronniczo patrzeć na którąś ze szkół. Projekt przewiduje, aby prezes fundacji był ponad tym wszystkim, nadzorując i koordynując prace wszystkich tych jednostek oświatowych, które miałyby powstać. Jest to projekt żywcem wyjęty z gminy Stoszowice, gdzie miałem okazję być z wizytą u wójta Wilda, który jest architektem z wykształcenia i „architektem” całego pomysłu, jeśli chodzi o fundację, która miałaby przejąć nadzór nad oświatą i nad prowadzeniem szkół. Wydaje się, że jest to bardzo atrakcyjny pomysł, wiele gmin podchwyciło takie rozwiązanie, ale jak się to wszystko zakończy jeszcze nie wiemy, ponieważ w samych Stoszowicach od trzech lat istnieje poważny problem, aby fundacja mogła przejąć szkoły. Kurator dolnośląski wetuje cały czas i nie pozwala na przejęcie przez fundację szkół. Zobaczymy, jak się u nas to wszystko potoczy, jest to inne województwo, być może, że kurator opolski będzie miał inne zdanie na ten temat.
- Plany przejęcia szkół przez fundację istniały już wiosną tego roku, jednak wówczas kurator się nie zgodził. Jakie są szanse, że to się uda tym razem?
- Kurator motywował swoją decyzję tym, że nie można przekazywać fundacji zespołów szkolno-przedszkolnych, jakimi były jednostki oświatowe w gminie Olszanka. Chociaż nie było uzasadnienia prawnego w jego decyzji, to Rada Gminy postanowiła rozdzielić istniejące zespoły, tak aby ten argument nie był podnoszony przez kuratora. Od pierwszego września szkoły i przedszkola działają jako samodzielne jednostki. Nie wiem, czy wszystkie szkoły powinny docelowo trafić pod fundację. Być może tak. W tej chwili mówimy o trzech szkołach w Przylesiu, Jankowicach i Michałowie, które miałyby pod tę fundację podlegać, chociaż organem prowadzącym będzie nadal Rada Gminy Olszanka. To jest cały smaczek tego przedsięwzięcia, bo wbrew pozorom nic się nie zmienia.
- Zmienia się finansowanie.
- Zmienia się finansowanie, bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Tutaj chodzi o finansowanie z subwencji oświatowej, która jest przydzielana w zależności od ilości uczniów. U podstaw działania leży Karta Nauczyciela, która nie nadąża za czasem i gmina wydaje pieniądze zamiast na oświatę, to na różnego typu dodatki, których można by było uniknąć, gdyby Karta nie obowiązywała.
- W 2005 roku szkoły w ponad 90 procentach finansowane były z subwencji oświatowej. Gmina dołożyła prawie 7,5 procent. Jak będzie finansowana oświata pod zarządem Fundacji.
- Myślę, że w pierwszych latach działania Fundacji nie można liczyć na wielkie oszczędności, bo wiadomo, że zmiany kosztują. Docelowo na pewno. Nowy projekt związany jest ze zwiększeniem pensum godzin dla nauczycieli z 18 do 22. W każdej ze szkół, którymi miałaby się zająć fundacja dochodzi około trzydziestu godzin dydaktycznych. Nie będzie też potrzeby zatrudnienia tylu nauczycieli. W każdej ze szkół dwa etaty będą zbędne. To są konkretne oszczędności, bo utrzymanie jednego nauczyciela to 50 – 60 tys. rocznie. Do tego dochodzi również sytuacja szkoły w Michałowie, gdzie pozostałyby tylko oddziały I-III, a klasy IV-VI przesunięte zostaną do Jankowic. To też będzie związane z oszczędnościami.
- Czy przy zwiększeniu pensum dla nauczycieli i ograniczeniu zatrudnienia nie obawia się Pan protestów środowiska nauczycielskiego?
- Oczywiście, że się obawiam. Całe zamieszanie, które trwa od lutego wokół fundacji, wywołuje środowisko nauczycieli, którzy głośno mówią o tym, co mieliby stracić. Nie do końca jednak prawdę, bo nikt nie chce likwidować szkół i robić krzywdy ich dzieciom. Wręcz przeciwnie. Władze gminy chciałyby, aby ta fundacja poprawiła aktualny stan szkolnictwa w gminie. Taka jest intencja i ja ją tak rozumiem. Z mojego punktu widzenia nie chodzi tu o ograbienie ludzi z pieniędzy, ale wręcz przeciwnie, aby w ramach tych samych pieniędzy dać lepszą ofertę edukacyjną. Jeśli ktoś ma stracić przywileje w postaci rocznych urlopów dla poratowania zdrowia, czy dodatków dla nauczycieli, czy pensji z powodu awansu zawodowego nauczyciela dyplomowanego, no to broni się przed tym i nie ma się co temu dziwić, ponieważ pensje nauczycielskie nie są zbyt wysokie, a kiedy nauczyciel ma pracować za te same pieniądze cztery godziny więcej tygodniowo, to się burzy.
- Jak Pan jako prezes Fundacji widzi jej działalność w momencie przejęcia szkół?
- Ostateczny kształt tego, co miałoby zaistnieć, związany jest przede wszystkim z aprobatą społeczną. Nie powinno się wykonywać żadnych ruchów bez aprobaty klientów rynku oświatowego, czyli rodziców. Rodzice powinni być przede wszystkim doinformowani, na czym ma to polegać i jak to ma działać i na ile skorzystają na tym ich dzieci, a na ile mogą stracić. Wszystkie plusy i minusy powinny być jasno przedstawione. Pierwsze lata, kiedy fundacja zaczęłaby działać, miałyby kluczowy wpływ na to, jak to ma się dalej rozwijać. Trzeba do tego problemu podejść z dużą wyrozumiałością i rozeznaniem. Nie może to być doświadczenie na żywym organizmie, które prowadzi do nikąd. Trzeba skorzystać z już istniejących doświadczeń innych szkół stowarzyszeniowych, takich jak szkoła stowarzyszeniowa w Michałowicach koło Brzegu, czy szkoła stowarzyszeniowa w Grodziszczy w gminie Stoszowice, z którymi już miałem okazję się kontaktować.
- Czy jest jakaś alternatywa w momencie, kiedy przedsięwzięcie po prostu się nie powiedzie?
- Oczywiście, że jest. Tutaj kurator ma najwięcej do powiedzenia i zastrzega sobie, żeby zostawić alternatywę dla rodziców przy wyborze szkoły. Aby wszyscy mieszkańcy gminy mieli możliwość skorzystania z wybranej oferty. Myślę, że gdyby przedsięwzięcie się nie udało, powrót do szkół publicznych, jakie w tej chwili istnieją, nie byłby wielkim kłopotem.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Rafał Ochociński