drukuj

- Dzieci moje mówiły mi często z wyrzutem, że cały czas spędzam w szkole, zajmuję się innymi, a rodzinie poświęcam mało czasu – mówi pani Emilia Sozańska – nauczycielka obchodząca 95 rocznicę urodzin. Cóż, tak było.

Całe życie w szkole
- Wychowywani byliśmy w tym duchu, by nie bacząc na trudności i problemy materialne działać na rzecz wychowania i nauczania - nie tylko dzieci i młodzieży, ale -  i dorosłych.

W Iwankowcach
Pani Emilia przyszła na świat 22 maja 1909 roku w Stryju. Ojciec był urzędnikiem kolejowym, więc sytuacja materialna rodziny nie była zła. Posłano córkę na naukę do Nauczycielskiego Seminarium Rządowego we Lwowie. Edukację zakończyła maturą w 1928 roku. Już wtedy były trudności z uzyskaniem pracy, ale otrzymała ją w listopadzie tegoż roku w dalekim zakątku województwa lwowskiego, we wiosce Iwankowce koło Turka. Tu, w pobliżu granicy z Czechosłowacją, mieszkali wspaniali ludzie, potomkowie rycerzy, biorących udział w bitwie pod Grunwaldem, których król Jagiełło obdarzył szlachectwem. Podjęli oni decyzję zbudowania szkoły. I zbudowali ją z drzewa - wysiłkiem własnych rąk.
- Dla mnie - podkreśla pani Emilia - i dla własnych dzieci. Jako młoda nauczycielka rzuciła się w wir pracy zawodowej i społecznej. Organizowała różne imprezy, uczyła przedmiotów i patriotyzmu. Był wśród jej uczniów jeden bardzo „łakomy” wiedzy – Władysław Ossowski, rocznik 1925. Gdy we wrześniu 1939 roku przyszli sowieci, Władek podjął się  roli przewodnika dla pragnących przedostać się na południe i na zachód polskich żołnierzy i oficerów. Władzio - biały kurier, przeprowadził kilka takich grup, w sumie około 100 osób. Zimą 1940 roku dopadło go, wraz z dużą grupą oficerów, NKWD. Zgarniętych, razem z nieletnim przewodnikiem, popędzono w głąb ZSRR. Najpierw piechotą, a potem transportem w bydlęcych wagonach.
- Po wielu, wielu latach Władek opowiadał mi - ze łzami w oczach mówi pani Emilia - że podczas tego marszu śmierci ponad 400-osobowej kolumny wielu zmarło. Nie było żadnego pożywienia ani dla konwojentów, ani dla aresztantów. W transporcie kolejowym jechali ściśnięci na stojąco. Od czasu do czasu dawano im na cały wagon wiadro wody, lub wiadro kaszy. Do dzisiaj mam wyrzuty sumienia za to co spotkało Władzia.  To ja go namawiałam do tej działalności. Dalsze dramatyczne losy tego bohatera, to oddzielny temat.
Sozańscy uniknęli wywózki na Syberię, a byli na liście przeznaczonych do wysiedlenia, dzięki schronieniu się we Lwowie.
Pewnego razu, już w czasie okupacji niemieckiej, przyszedł do nauczycielki mieszkaniec Iwankowiec i powiedział, że trzeba coś robić, bo dzieci nie uczą się i marnują czas. Postanowili zatem zorganizować tajne nauczanie. U jednego z gospodarzy była „klasa”. W tym pokoju pod podłogą właściciel zbudował skrytkę, w której przetrzymywano podręczniki. Na niej ustawiono łóżko. Gdy zbliżał się w 1944 roku front i napierały sowieckie wojska, uciekali przed nimi nie tylko Niemcy, ale i banderowcy, przemieszczali się w stronę Bieszczad. Nocą zabijali Polaków. Sozańscy kryli się w różnych miejscach, często nocowali na cmentarzu. Najgorzej było z małym dzieckiem.

W 1946 roku
W tych okolicach było ciągle niebezpiecznie. Grasowały bandy ukraińskich nacjonalistów, polujących na Polaków. Trzeba było opuścić rodzinne strony i szukać ratunku w granicach Polski, na zachodzie. Państwo Sozańscy zdecydowali się wyjechać. Transport z Sambora ruszył w Zielone Święta 1946 roku. Trasą na Śląsk, z Opola przez Karłowice do Wrocławia, a stąd do Brzegu. Tu wyładowano „repatriantów” na bocznicy. Z okolicznych wiosek przybyły furmanki, które zawiozły ich do Bąkowa i Młodoszowic. Rodzina Sozańskich zajęła obszerny dom Niemca Zimmermana.
- Wkrótce zgłosił się do mnie pan Matkowski - wspomina pani Emilia - młodociany żołnierz Armii Krajowej osadzony w łambinowickim obozie wraz z nieletnimi powstańcami warszawskimi. Posyłano go do pracy u niemieckich rolników w Młodoszowicach. Po wojnie został sołtysem tej wsi i poprosił mnie żebym tu podjęła pracę nauczycielską. Trudność polegała na tym, że czerwonoarmiści spalili - z okazji święta 1 maja - szkołę. Spłonął sprzęt, zostały mury. Dzięki wspaniałej postawie mieszkańców, także Bąkowa, (pochodzili z  miejscowości Różyszcze na Wołyniu) odnowiono sale, zebrano stoły, krzesła, szafy. Dzieci siedziały nawet na ławkach ogrodowych. Tę placówkę pani Emilia prowadziła do 1950 roku. W latach 1949 - 1950 ukończyła w Katowicach Wyższy Kurs Nauczycielski.

W Kościerzycach
Po uzyskaniu wyższych kwalifikacji pani Sozańska objęła funkcję kierownika szkoły w Kościerzycach. Funkcjonowało tu sześć klas. Na nowym miejscu - nowe zadania i nowe obowiązki. Znowu z zapałem zaczęła organizować życie szkolne i środowiskowe. Były różne kursy, dla dorosłych Uniwersytet Ludowy. Nauczyciele dojeżdżali z Brzegu. Brakowało mieszkań i klas. Dyrektorka podjęła starania o budowę nowej szkoły. W tym czasie Gomułka rzucił hasło - tysiąc szkół na tysiąclecie Polski.
- Miałam znajomego Leona Rakoczego, który sprawował funkcję przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej. Wpływałam na jego ambicję - wspomina pani Emilia, że jak przyczyni się do budowy szkoły, to pozostanie o nim trwała pamięć. Udało się. Rakoczy miał znajomości w województwie i w ten sposób doprowadzono do zbudowania w Kościerzycach pierwszej na Opolszczyźnie tysiąclatki.
Pani Emilia pracowała w Kościerzycach do 1967 roku. Nie chce wspominać ludzi, którzy ją tam krzywdzili w ostatnim okresie pracy. Przebacza im. Następnie przeniosła się do Kantorowic koło Lewina Brzeskiego. Stąd w 1972 roku przeszła na emeryturę. Najserdeczniej wspomina inspektora oświaty Jana Mrózka, który jest wspaniałym człowiekiem. Nikt jak on nie dbał o sprawy nauczycieli i młodzieży.
Pani Emilia jest żywą historią. Opowiadając o swoich losach, ciągle zbacza na temat losów innych, z którymi związało ją życie. Bo inni zawsze byli ważniejsi niż ona sama. Za swoją ofiarną pracę otrzymała wiele odznaczeń i dyplomów. Pięć lat temu, na dziewięćdziesięciolecie urodzin otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
Jest jedynym członkiem naszego, brzeskiego oddziału Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych - mówi prezes Adam Kownacki - legitymującym się uprawnieniami z zakresu tajnego nauczania.
Tadeusz Bednarczuk